sobota, 4 października 2014

„Czternaście fibul” – R.5: Las

Las
    Pamiętał. Pamiętał jak go wciągnęła kula światła. Totalny brak powietrza. Rażące światło. Konar drzewa. Tyle.
- Cześć. Kim jesteś? - to zdanie go obudziło. Zamrugał nieprzytomnie powiekami. 
   Pochylała się nad nim mała dziewczynka.
- Cześć... - wymamrotał bezwiednie.
- Pytałam kim jesteś.
- C... Co?...
- Oj, chyba za mocno się w głowę uderzyłeś.
- Jaką głowę? - dotknął ręką czoła – O Jezusicku, ale mam rozcięte czoło.
- Ano. Rozcięte. Ale już się chyba nie leje.
- Nie... Kim jesteś? - zapytał siadając.
- Pierwsza pytałam – tupnęła nóżką.
- Dobrze, już dobrze, nie złość się. Jestem Grzegorz, możesz mi mówić Grześ. To kim jesteś? Ile masz lat?
- Jestem Falisława. Możesz mi mówić Falka. Jestem już duża. Mam już prawie siedem lat.
- Słuchaj Falka... Skąd jesteś? I co to za... las?...
- Jestem z Mirkowa – odparła z dumą – Ale... Nie wiem co to za las... Zgubiłam się...
- Oj... Może masz jakiś numer do swoich rodziców? Zadzwonimy do nich – uśmiechnął się do niej. Popatrzyła na niego zdumionymi oczkami i rozwarła buzię.
- Co się stało? Ach. Nie masz numeru? Nic nie szkodzi. Znajdziemy drogę do twoich rodziców.
- Moi rodzice nie żyją – łzy napłynęły dziewczynce do oczu – Zabili ich źli ludzie. Mama kazała mi uciekać, ale ja patrzyłam przez dziurkę od klucza... I oni... Udusili moją mamę – rozpłakała się – I mówi, że z tatą zrobili to samo – pociągnęła nosem, z którego zaczynało cieknąć – A mój tatuś był najdzielniejszym wojem w całym Mirkowie... A potem mnie zauważyli, ale im uciekłam. Prosto do tego lasu.
- Przykro mi... - odparł zbliżając się do niej – Wiesz... Ja w ogóle nie znałem swoich rodziców. Porzucili mnie – rzekł wycierając jej nos chusteczką jednorazową.
Przytulił ją. Zarzuciła mu rączki na szyję. Chwilę jeszcze płakała, zwilżając jego ramoneskę.
- Grzesiu... - zwołała się po chwili.
- Tak, Falka?
- A co to było to miękkie czym mi wytarłeś nosek?
- Chusteczka higieniczna... - odparł nieco zaskoczony.
- Tak ładnie pachniało... Dasz mi ją?
- Tej nie, bo jest już zużyta. Ale dam ci resztę – podał jej opakowanie – nigdy nie widziałaś zapachowych chusteczek?
- Dziękuję, Grzesiu! - rozpromieniła się – I nie, nigdy nie widziałam. Grzesiu, Grzesiu! A ja ci dam swoją chusteczkę. Należała do mojego taty... - wygrzebała z kieszonki w sukience haftowaną chustkę.
- Ale... Nie... Nie trzeb...
- Bo się obrażę, Grzesiu!
- No już, już – odparł z uśmiechem odbierając podarek – Nie fochaj się.
    Znów zrobiła okrągłe oczy.
- Co to jest „fochaj”?
- Yyy... No... Obrażaj... Fochać się, znaczy obrażać się...
- Dobrze. Nie focham się już.
- No i git.
    Kolejny raz otwarła buzię ze zdziwienia.
*
    Szli przez las. Trzymała go za rękę.
- Hmm... Ciekawe dlaczego nie łapie mi sygnału...
- Grzesiu... Grzesiu... Ale co to jest?
- To, Falka, jest telefon komórkowy. Nie masz czegoś takiego?
- Nie.
- I nie widziałaś nigdy czegoś takiego?
- Nie. Do czego to służy?
- Ech... Nie wiem gdzie ty się wychowałaś, ale...
- W Mirkowie. Mówiłam już.
- ...ale to ma wiele funkcji. Podstawową jest dzwonienie.
- Jak dzwoneczek? Zadzwoń! Zadzwoń! Proszę!
- Nie, nie jak dzwoneczek. Zaraz... Mówiłaś, że ten las jest koło Mirkowa?
- Tak, Grzesiu.
- Mapa... Gdzie ta aplikacja?... O jest... Mir... ków... Wow! Jakim cudem? Jesteśmy w Mirkowie obok Wrocławia?
- Nie wiem gdzie jest Wrocław, ale Mirków jest obok lasu. Jest ogromny! I ma palisadę!
- Palisadę?!
- Tak! I jest piękny! I...
- Stać!
- O nie! Grzesiu! To oni!
- Jacy oni?
- Zamknij ryj, chujcu! Oddaj dziewkę albo pójdziesz do zaświatów!
- Przecież i tak pójdzie...
- Zamknij się, Brzezpraw! Dureń!
- Falka. Uciekaj. Znajdę cię.
    Odwróciła się na pięcie i pobiegła.
- Brzezpraw! Za nią! Ja się zajmę kmiotkiem...
- Jasna sprawa, Bogdan, jasna sprawa! - ruszył w ślad za Falką.
    Jednakże runął natychmiast na ziemię, po tym jak Grzegorz ukradkiem podłożył mu nogę. Nim się podniósł Bogdan zamachnął się pięścią. Grześ uchylił się, równocześnie wyprowadzając cios w jego splot słoneczny. Brzezpraw zdążył wstać. W chwili, gdy Brzęczyszczykiewicz piąstkował twarz Bogdana został podcięty i zwalony z nóg przez drugiego przeciwnika. Zaczęli kopać leżącego.
- Dureń!
- No. Z dwoma się bił.
- Nie on, Brzezpraw! Ty!
- Ja?
- Dałeś się wrobić! Przez ciebie nam uciekła znowu! I w ogóle to tera musimy go kopać, a zabijemy to go chyba kamieniem! Kretyn. Zgubić broń. I to moją też. A jeszcze garota się przerwała.
- Przepraszam, Bogdan...
- Gówno mnie obchodzi twoje... A! Co to, kurwa, było? - złapał się za kark wyrywając zatrutą strzałkę.
    Zachwiał się i runął na Grzesia.
- Bogdan... Co ci jest? - wymamrotał dostając drugą strzałką w szyję.
- Co jest?! - wyjęczał Brzęczyszczykiewicz czując jak potężne cielsko Brzezprawa upada na niego.
- Nic nie jest! - usłyszał melodyjny, kobiecy głos – To jest, że jutro staniesz przed naszym panem, za wtargnięcie do naszego świętego gaju!
- Chwila! Nie chciałem bezcześcić waszego lasu swą obecnością. I wcale tu nie wtargnąłem. Jakieś dziwne coś mnie tu teleportowało – odparł wygrzebując się spod ciał.     
   Spojrzał na kobietę. Zadrżał. Pomijając fakt, że była piękna, była... Elfką.
- Nie ruszaj się!
- Ależ ja nic nie robię – odparł – jestem Grzegorz – dodał wyciągając do niej dłoń.
    W ramach odpowiedzi fuknęła mu z dmuchawki strzałkę w środek czoła.
*
    Obudził się. Właściwie to nie sam. Ktoś go obudził:
- Grzesiu!... No obudź się! Grzesiu! Ile można spać!
- Falka... Gdzie ja jestem?
- Grzesiu! Jesteśmy na dworze króla Turoldsona!
- A ta Elfka?...
- Tak, Turold Turoldson jest elfem!
- Jak...
- No normalnie. Chodź. Mam cię zaprowadzić! Chodź!
- Ale Falka... Gdzie?
- Do króla!
- Ale Falka. Posłuchaj mnie. Falka. Co się dzieje? Co się stało?
- Kiedy?
- No... Od kiedy uciekłaś? -Grzesiu! Ja ci wszystko opowiem! Bo ja weszłam za pierwsze drzewo jak uciekałam, wiesz Grzesiu? I tam była taka jamka, pod korzeniami, wiesz Grzesiu? I ja weszłam do tej jamki! I nie było mnie widać! Nic, a nic! I ja widziałam, Grzesiu, widziałam, jak się biłeś. I potem, jak cię bili też widziałam, Grzesiu. I potem przyszła ta ruda elfka! I wiesz Grzesiu, wiesz? Ona miała taką fukawkę, Grzesiu! I... I fuknęła w jednego, a potem w drugiego, a potem w ciebie, Grzesiu, wiesz?
- Nie, nie wiem. 
- To dobrze, że ja wiem! I fuknęła w ciebie! I potem przyszły inne elfy! I wiesz? Wiesz? Ja też wybiegłam! Krzyknęłam, że Grzesia nie mogą zabrać... Bo oni tamtych już zabrali! No i ja krzyknęłam, że Grzesia nie mogą zabrać, bo Grześ jest mój i im nie wolno! I wtedy ta ruda elfka mnie złapała za rączkę i podniosła do góry! I wiesz co?! Ja jej wcale nie lubię! Jest ruda i brzydka. Prawda, Grzesiu?
- Nie prawda. Co było dalej?
- No dalej to zanieśli nas tutaj. Znaczy do wioski. I... I tu był książę Ulf. A on mnie zna. Bo on nas odwiedzał, wiesz? I on powiedział, tej rudej elfce, której nie lubię, żeby mnie zostawiła, bo on mnie zna i ja mam wstęp do lasu. I wtedy ja powiedziałam, że Grześ też, bo to mój przyjaciel i on jest tu ze mną, i on jest dobry, i nie wiedział, i... i...
- I mnie tu zanieśli? Mam złe przeczucia, co do spotkania z... Królem...
- Król jest dobry. Mój tatuś zawsze tak mówił. Chodź. Idziemy.
*
- Ojcze!
- Słucham, Ulf.
- Ten trzeci się obudził. Właśnie tu zmierza. Wprowadzić?
- Wprowadź.
    Młody elf wyszedł z sali tronowej. Wrócił po chwili z Grzegorzem i Falisławą, która lekko dygnęła łapiąc koniuszek sukienki sięgającej jej do kolan. Brzęczyszczykiewicz lekko się pokłonił, czując, że coś wypada zrobić w obecności władcy. Szybko spostrzegł, że obok tronu stała ta sama rudowłosa elfka. Stwierdził, że w białej sukni do kolan jest jej równie ładnie jak w skórzanych spodniach i bawełnianej koszuli w jakich była gdy ją poznał.
- Służba! Wyjść! - rozkazał lekko już siwiejący władca – Straż też.
    Zostali w pięć osób. Król, ruda elfka, Ulf, Grzegorz i Falka.
- No więc... - zaczął król mniej oficjalnie – Falka powiedziała mi już co zaszło... Współczuję jej. Dokonałeś mądrego wyboru. Stanąłeś w jej obronie. Tamci dwaj, Bogdan i Brzezpraw, są już od dwóch dni w drodze do księstwa krasnoludów. Będą przymusowo pracować w kopalni...
- Przepraszam, wasza wysokość...
- Darujmy sobie tytuły. Jestem Turold, syn Turolda.
- Więc Turoldzie... Od dwóch dni? To... Znaczy, że ile ja spałem?
- Trzy dni – odparł Ulf – dostałeś zbyt dużą dawkę, bo moja siostra trafiła cię strzałką w ranę na czole. Tamci spali nie całe piętnaście godzin.
- Wracając do ciebie, Grzegorzu... - ozwał się król – Musisz wytłumaczyć co robisz w moim lesie, a co gorsza, dla ciebie, co robiłeś w świętym gaju?
- To są pytania, Turoldzie, na które nie odpowiem wprost odpowiedziami, które będą satysfakcjonowały mnie lub ciebie. Cóż robiłem w gaju? Oprócz podstawowych funkcji życiowych, rozmowy z Falką i bójką, to generalnie nic. Jeśli chodzi o to jak się tam znalazłem to odmienna kwestia. Z tego co zdążyłem się zorientować, to pochodzę z innego świata. Bardziej zaawansowanego świata. Mamy lepiej rozwinięte... Właściwie chyba wszystko. No i tam nasi naukowcy... Uczeni... Można rzec, że i część z nich odpowiada waszym alchemikom, bo obstawiam, że tacy tu istnieją, stworzyli dziwną kulę o bardzo jasnym świetle. Nie wiem po co to zrobili, właściwie odkryłem ją przypadkiem. Odkryliśmy. Było ze mną trzech moich kolegów i jedna dziewczyna. Jeśli i im się poszczęściło nie gorzej ode mnie, to pewnie żyją gdzieś w tym lub zupełnie innym świecie. A wracając do kuli. Po odblokowaniu osłony diamentowej wessała nas wszystkich. Pojawiłem się w lesie, wyrżnąłem głową w konar i zemdlałem. Resztę znasz od Falki.
- Nie wyczuwam, żebyś próbował mnie oszukać... Rozumiem, twą bolączkę. Pewnie chciałbyś powrócić do domu. Niestety teraz nie możesz. W lesie udało mi się ująć kilku szpiegów z imperium z południa. Odwiecznego wroga krain północy... Zastanawia jedynie fakt, że droga między kontynentem na południu, a naszym, na północy jest morze. Morze, w którym zalęgła się bestia morska. Ponoć nie przepuszcza nikogo. No ale do rzeczy. Szpiegów złapano i w innych krajach północy. Wiemy, że prawie cała Południowa Ziemia jest już zajęta przez Imperium. Toteż rozpoczęliśmy mobilizację. Każdy zdolny do walki mężczyzna ma się udać na południe. Lerbia. To kraj, do którego zmierzają wszystkie oddziały. Nie nadajesz się raczej do elfickiej jednostki. Nie potrafisz chodzić bezszelestnie i zapewne strzelać dobrze z łuku. Toteż wyślę cię do jednostek Pomścibora. Po wojnie odnajdziesz przyjaciół, a kto wie może i na wojnie? Może i dzięki niej znajdziesz sposób na powrót do domu?
- Albo zginę...
- Jeśli puszczę cię wolno i tak, gdziekolwiek pójdziesz, będą chcieli cię wysłać na wojnę. I tam nie będą z tobą rozmawiać tak jak ja. Tam za najmniejszy sprzeciw cię powieszą.
- Czyli nie mam wyboru, jak widzę...
- Jutro wyruszysz wraz z mą córką – wskazał lewą dłonią na rudą elfkę – Mileną i jej narzeczonym, Ulfem.
- Ulfem? Myślałem, że to jej brat...
- Nie tym Ulfem. Ten Ulf, to mój syn, a jej brat. A jej narzeczonego poznasz jutro.
- A ja?
- Ty, Falko, zostaniesz tutaj. Jesteś tu bezpieczna.
- Ale ja chcę iść z Grzesiem!
- A na co mu mała dziewczynka na wojnie?
- Nie jestem mała!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz