niedziela, 29 marca 2015

„Czternaście fibul” – R.8: Trening, dzień 1

Trening, dzień 1
    Twierdza Ludzi Pustyni. Północny kraniec pustyni Nuha. Dwa dni drogi na południe od Miasta Złodziei. Trzy na północny-zachód od Oazy, miejsca zamieszkanego przez Dzieci Pradawnej Trzynastki. Twierdza ta, zamek z zabudową dookolną i murami wysokimi, posiada dość specyficzne budowle. Znajdują się tu, prócz mieszkań wojowników, elit i baraków dla więźniów budynki sportowe: gymnasion, palestra, arena, stadion oraz basen. Ponadto jest tu łaźnia, kuchnia i stołówka dla uczniów wyższych stopniem.
Dziennik XXIV, dzień 1
    Dzień pierwszy. Poranek. Wczoraj dostarczono nowy towar – dziewięciu dość dobrze wytrenowanych jeźdźców, kupca z synem, pięciu ich sług. Ponadto dwoje podróżnych z dalekich stron – ją spędzono do łaźni, by przegotować wraz z innymi kobietami dla naszego przywódcy – Hussein Husam Makina, jego zaś przydzielono do mojej grupy, posobnie jak dziedzica kupca. Prócz nich do mojej grupy przydzielono: Baracka i Nyokę ze wschodu oraz niewolników z wioski przy oazie: Abdula, Umara, Izz Udina, Imad Udina, Mansara i Azama. Nakazano mi wytrenować ich na dziesięciu silnych gladiatorów. Oglądałem wczoraj syna kupca. Ledwo porusza się o własnych siłach. Będzie z nim ciężka przeprawa. Dziś idę do tego podróżnego. Słyszałem, że jest pyskaty. Nie bał się Abdullaha. Może o nim nie słyszał? Nie wnikam. Ale ponoć jest twardy. Sam Abdullah wrócił wczoraj zły. Podróżnego bito grubym rzemieniem czterdzieści razy i nie prosił o litość. Dziś idę obejrzeć resztę grupy. Pierw udam się do celi podróżnego i Baracka.
    Wczesne popołudnie. Odwiedziłem całą grupę. Jest dość zróżnicowana. Syn kupca do niczego się nie nadaje. Pochwyceni przy oazie są wynędzniali, chudzi i wątli. Za to bardzo posłuszni i wiedzą co ich czeka – w końcu są miejscowi, oaza leży niedaleko i niejednokrotnie ją najeżdżaliśmy. Jeden z nich, Umar, jest barczysty i nieco lepiej odżywiony. Barack jest potężnie zbudowany, umięśniony. Ponadto opanowany i rozsądny. Już wiem, że uczynię go przewodniczącym grupy. Nyoka jest typowym długodystansowcem. Mocno zbudowane nogi, gorzej tors i ramiona – do wyćwiczenia. Będę musiał na niego uważać. Jest dość nerwowy, gotowy uciec, a zdolny do przebiegnięcia pustyni i bez zapasu wody. Podróżny zaś, Kain, jest krnąbrny, pyskaty jednak ma jedną zaletę. Nie boi się. Przez to trening będzie trudny, ale efekt może być zacny. Kazałem ich przekwaterować. Tam gdzie zawsze. Kazałem pierw jednak zmodernizować meble. Konkretnie piętrowe prycze. Tym razem pojawiły się dwa łóżka trzypiętrowe i dwa dwupiętrowe. Syn kupca i Kain jako najgrubsi zajmą najwyższe prycze. Drugie kondygnacje przeznaczam dla Nyoki, Abdula, Mansara i Azama. Dolne prycze zajmią Barack, Izz, Imad i Umar. Zmusi to Kaina i Saula do spalania tłuszczu. Nyoka codziennie będzie miał dodatkowy trening mięśni rąk i piersiowych. Umar i Barack jako najlepiej zbudowani nie potrzebują dodatkowego treningu. Resztę rozmieszczam losowo. Późne popołudnie. Pierwszy trening...
*
    Stadion. Dość nietypowy – nie posiadał trybun. Bieżnia była typowa: prostokąt z półokręgami zamiast krótszych boków. Wejście było od południowej strony, na środku jednego z dłuższych boków. Wychodząc przez nie wchodziło się do niewielkiego boksu, z którego było wyjście na na plac przez południową ścianę. Późne popołudnie. Z boksu zostało wprowadzonych, przez dwóch młodych wojowników, dziesięciu nagich młodzieńców. Nagrzany piasek piekł ich w stopy. Przed nimi stanął umięśniony mężczyzna w średnim wieku. Poznali go już wcześniej. Każdego z nich obejrzał. Jak towar, czy konia wyścigowego. Później towarzyszył im w drodze na stadion. Młodzi wojownicy pokłonili mu się i powoli, bez słowa wyszli. Pozostali w milczeniu wpatrywali się w niego. On zaś milczał dłuższą chwilę, wertując ich wzrokiem. Wreszcie zatrzymał wzrok na najgrubszego z nich i powoli rzekł:
- Tragedia.
Sześciu młodzieńców opuściło wzrok. Widać było po nich stres. Bali się. Wiedzieli co ich czeka. Najgrubszy z dziesiątki nie kontaktował. Upał i dystans, który musiał pokonać o własnych siłach dał mu się we znaki. Potężnie zbudowany ciemnoskóry mężczyzna spokojnie patrzył. Słowo nie wywarło na nim wrażenia. Dwaj pozostali młodzieńcy spojrzeli na mężczyznę z nienawiścią.
- Tragedia – powoli powtórzył wpatrując się tym razem w rudowłosego młodzika.
- Odwal się – wycedził przez zęby zaczepiany.
    Przypłacił to sierpowym w lewą skroń.
- Zapamiętajcie to. Wszyscy.
- Dobrze, panie...
- Zapomnij, Azam. Nie jesteś już śmieciem, którym pomiata pan. Teraz pomiatam tobą ja. Mistrz.
- Przepraszam, mistrzu.
- Dobrze. A teraz pomóż wstać Kainowi.
- Dobrze... - odparł i podszedł do krwawiącego chłopaka.
- Tyle?! - mężczyzna wycedził przez zęby zasadzając siarczystego kopniaka w siedzenie Azama.
- Przepraszam, mistrzu, przepraszam.
- Więc?
- Dobrze, mistrzu, pomogę mu, mistrzu...
- To też zapamiętajcie – rzekł, po czym dodał półszeptem kładąc dłoń na ramieniu Kaina – A ty wstrzymuj język jeśli nie chcesz mieć kłopotów.
- S p i e r d a l a j – wycedził przez zęby rudy.
- Myślisz, że twardy jesteś?... – rzekł klepiąc go po ramieniu, po czym dodał głośno do wszystkich – Podziękujcie Kainowi, że zamiast trzech pobiegacie dzisiaj pięć godzin. Jazda!
*
    Łaźnia. Niewielkie pomieszczenie, dwa rzędy ław naprzeciw siebie. Cała obłożona kaflami pokrytymi jasną, nieprzeźroczysta glazurą. Dziewiątka młodzieńców. Większość wpatrywała się w Kaina ze złością. Wreszcie Umar rzucił:
- I co ruda pało? Dobrze się czujesz? Fajnie się biegało dwie nadprogramowe godziny?
- Ja je przynajmniej wytrzymałem, pajacu!
- Od tygodnia Umar, podobnie jak reszta z nas znad oazy, nie miała nic w gębie więc zamknij ryj.
- W dupie to mam, Izz!
- W dupie to zaraz będziesz miał co innego!
- Zostaw go, Azam! Dobrze, że się postawił. Chciałem zrobić to samo.
- Zamknij się, czarnuchu! Widać po tobie, że lubisz biegać, więc ci to nie przeszkodziło.
- Weź się od niego odwal Abdul. Nyoka ma imię. I nazwałbyś go grzeczniej Murzynem, czy Afroamerykaninem, a nie...
- Afro, co? Co ty bredzisz, ruda pało?
- Spokój!
    Umilkli. Spojrzeli na Baracka. Jego spokojny, ale stanowczy ton kazał im się zamknąć.
- Nie widzicie, że mistrz specjalnie chciał, żeby wszyscy rzucili się na Kaina? Wiedział w jakim jesteście stanie i nie lubi jak mu się ktoś sprzeciwia. Ja byłem wczoraj w celi z Kainem. Pomimo, że był świeżo wybatożony i ledwo się ruszał, postawił się mistrzowi. Dziś znów dwa razy. Chciał go nauczyć pokory. Nie. Nie, Umar. Nie naszym kosztem. Widzicie... Jak szliśmy na arenę, to pamiętacie? Mistrz kazał Saulowi nieść wszystkie swoje rzeczy. Na górze położył jakieś notatki. Nie wziął pod uwagę, że Saul może umieć czytać. Jak zaczęliśmy bieg, porozmawiałem z nim. Mówił wtedy, że te notatki co je niósł to była rozpiska dzisiejszego treningu. Saul twierdził, że było tam napisane, że bieg ma trwać pięć godzin, nie trzy...
- Wybacz nam, Kain. Nie wiedzieliśmy.
- Spoko, Umar.
- Co to „spoko”?
- „Spoko”? To samo co „dobrze”. Ale lepiej tak nie mów do „mistrzunia”.
- Spoko, Kain.
- Ciekawe co u Saula – po chwili ciszy rzekł Kain.
- Szkoda go. Pół godziny nie biegaliśmy, a on zemdlał.
- Prawda, Abdul... Miejmy nadzieję, że przeżyje. Zresztą przydałby się nam. Umie czytać. A to może się nam przydać.
- Ej, Barack. Ja też umiem.
- Kim ty jesteś, Kain? Kupcem? Księciem? Kapłanem?
- E!... Gdzie tam, Izz. Tam skąd pochodzę wszyscy to potrafią.
- Gadasz głupoty. Nie istnieje takie miejsce.
- Na tym świecie nie, ale...
- Bogowie... Jesteś magiem? I dałeś się złapać?
- Nie, nie jestem magiem Izz. Można powiedzieć, że „magowie” mnie przenieśli do tego świata. Ja się staram wrócić.
- Tak? A masz jakiś dowód?
- Czy ja mam dowód?... Niech ja pomyślę, Abdul... Tak! No jasne! Spójrzcie. Zostawili mi zegarek.
- Co to jest zegarek? Że zegar? Przecież zegary są za duże, żeby mieć je przy sobie... Więc co to jest ten zegarek?
- To! Widzicie? Na mojej ręce! Pokazuje czas.
- Czas! Nareszcie coś mądrego mówisz, Kain! Masz rację. Koniec czasu! Ubierać się i do celi! O świcie macie być na nogach. W celi macie posiłek – usłyszeli wraz z odgłosem otwierających się drzwi.
- Mistrz... - wyszeptał Mansar.
- Ty, nie masz pojęcia o mądrości! Gdybyś wiedział ile...
- Kain, daj spokój.
- Masz rację, Barack. Nie będę tracił na niego czasu.
- Cóż. Znów możecie podziękować Kainowi. Jutro będziecie dłużej trenować.
- Już nie żyjesz, Kain... - wycedził przez zęby Nyoka, mrugając jednocześnie okiem, lewym, nie widocznym w tym momencie dla mistrza.
*
Dziennik XXIV, dzień 1
    Późne popołudnie po późny wieczór. Przed treningiem musiałem ukarać za nieposłuszeństwo Kaina, podróżnika z zimnych krain. Trening nowych zacząłem standardowo od pięciu godzin biegu. Już tu zaczęły się spore kłopoty. Niewiele ponad kwadrans wystarczył, by zemdlał gruby Saul. Od trzeciej do czwartej godziny musiało zejść pięciu miejscowych. Ostatni z nich, Umar padł pół godziny przed końcem. Reszta dotrwała do końca. Szczerze mówiąc zaskoczyło mnie, że Kain dotrwał. Jest gruby, a jego cera wskazuje na małą odporność na gorąco, którego dziś nie było brak. Ponadto wczoraj został srogo wybatożony, a dzisiaj karany już dwukrotnie. Ledwie godzinę temu obudził się Saul. Dostał posiłek i wysłałem go do celi. Dopilnowałem, żeby poradził sobie z wejściem na swoją pryczę. Standardowo pytał się gdzie jest drabinka. Dopiero jak go wyśmiałem pojął, że ma sobie radzić bez niej. Za chwilę pójdę do łaźni po uczniów i zaprowadzę ich do celi.
*
    Cela. Przy małym, drewnianym, na wpół przepróchniałym stoliku, ustawionym pod zakratowanym okienkiem, były dwa krzesła. Jedno zajmował tęgo zbudowany Murzyn, drugie rudy chłopak. Drugi czarnoskóry mężczyzna opierał się dłońmi o blat stołu. Cała trójka dyskutowała nad czymś. Wreszcie stojący Murzyn przywołał skinieniem ręki pozostałych współlokatorów, zajętych dotychczas wylegiwaniem się na pryczach, tudzież półsnem lub rozmową.
- Słuchajcie – tęgi Murzyn rzekł, gdy podeszli. - Wiadomo, że treningi u Ludzi Pustyni mało kto przeżywa.
- Dobrze mówisz, Barack – rzucił Umar.
- Ale jak się będziemy trzymać razem, to może nam się uda – kontynuował Barack.
- Prawda... - mruknęło kilka głosów.
- Dlatego obmyśliliśmy z Kainem i Nyoką, jak widzicie, że zjemy dziś po połowie naszych racji. Wiemy jak jest sytuacja u was, w oazie. Dla tego dostaniecie te półtorej porcji dzisiaj. Saul już raczej jadł, zresztą on nie potrzebuje jeść więcej, więc niech śpi dalej. A wy się posilcie i do spania. Na jutro musimy być wypoczęci...